
Publikacje i artykuły
Poniżej możecie się Państwo zapoznać z niektórymi publikacjami jakich byłem autorem i współautorem. Są to zarówno publikacje techniczne jak publicystyczne.
Publicystyka.
Zapowiedź
The report of my death was an exaggeration.
Mark Twain
Jak niektórzy zauważyli (ktoś to nawet czyta !) przez jakiś czas nie powstawały nowe wpisy. Chcę jednak uspokoić - jestem i piszę. Faktycznie natłok spraw na początku zeszłego roku skłaniał ku lekkiemu osiwieniu. Ostrzegam jednak że powstają nowe teksty. Także napisanych wcześniej i wymagających redakcji - też jeszcze trochę mam.
(Rzeszów-Warszawa-Gdańsk, 2015)
Prawa autorskie
Niektóre książki, jak się wydaje, zostały napisane nie po to, żeby się można czegoś z nich nauczyć, lecz abyśmy wiedzieli, że i autor coś wiedział.
Johann Wolfgang Goethe
Utworem jest przejaw indywidualnej twórczości - dostępny każdemu człowiekowi. Żeby coś mogło być uznane za utwór - musi nosić indywidualne "piętno" danego człowieka. Warto tutaj zwrócić uwagę że korzystanie z techniki, technologii nie przenosi na dostawcę tej techniki żadnych praw. Przykładem tutaj może być producent farby dla malarza czy aparatu fotograficznego fotografa. To malarz pociągnięciami pędzla lub fotograf odpowiednią kompozycją i momentem wciśnięcia przycisku migawki inicjują proces twórczy (i go zamykają).
Czy dziecięce bohomazy i zdjęcia "z imienin u cioci" też są przejawem twórczości ? Jak najbardziej tak. Generalnie co do zasady należy przyjąć że przejaw twórczości nie zawiera aspektów związanych z "jakością" utworu (zdjęcia, obrazka, wierszyka). Oczywiście w twórczości pojawia się pojęcie "plagiatu", "inspiracji" czy "cytatu". Jednakże rozważania na ten temat przekraczając zakres tego felietonu. Najważniejsza konkluzja jest taka - każdy z nas jest i może być codziennie autorem, posiadaczem praw autorskich.
Jeśli już wiemy że każdy z nas jest lub może być autorem - to warto wiedzieć jakie prawa przysługują nam jako autorom. Sprawy te reguluje w Polsce Ustawa o Prawie Autorskim i Prawach Pokrewnych z 4 lutego 1994 roku z późniejszymi zmianami.
Autorskie Prawa Osobiste - każdy z nas jako autor utworu (zdjęcia, obrazka) ma właśnie prawa osobiste. Prawa które pozwalają nam podpisać się pod utworem. Przyznać "Tak - to ja jestem autorem". Prawa osobistego do utworu nie można "oddać", sprzedać, przekazać. Jesteś autorem raz na wieki :). Mało kto jednak wie że posiadanie prawa do utworu daje pewne przywileje. Najważniejszym z nich jest prawo do podpisania utworu, potwierdzenia jego autorstwa (ale także publikacji anonimowej). Ostatnio obserwuję że bardzo płodnym autorem w zakresie fotografii prasowej jest "Archiwum". Moim zdaniem jest to niedopuszczalna praktyka. Warto moim zdaniem z nią walczyć dopominając się do uznania autorstwa i sprostowania. Wydawać by się mogło takie działanie nie niesie szkody dla Twórcy. W moim przekonaniu szkoda w rzeczywistości olbrzymia i niepowetowana. Twórca nie jest najczęściej autorem jednego utworu, ale wielu. Poza tym tworząc wiele dzieł - wpływa na postrzeganie siebie jako kogoś płodnego (lub bezpłodnego - tzw "bohater jednej akcji" ;). Wielokrotnie spotykałem się z sytuacją gdy następowało przywłaszczenie autorstwa. Jakże trudno później autorowi "wypłynąć" po takim czymś... Ale cóż - to Wy czytelnicy jesteście autorami. Macie także prawo udostępniać swoje utwory anonimowo :). W szczególności mówiąc potocznie je "sprzedawać". Tutaj przechodzimy do drugiego rodzaju praw - praw majątkowych do utworu.
Autorskie Prawa Majątkowe.W przeciwieństwie do Praw Osobistych - Prawa Majątkowe do utworu mogą podlegać przekazaniu innej osobie lub podmiotowi. Potocznie mówi się o "sprzedaży dzieła". W rzeczywistości w większości przypadków - jest to udzielenie licencji na korzystanie z utworu w określonym obszarze (np. w celu opublikowania danego utworu w gazecie czy książce). Tutaj warto podkreślić - tylko Prawa Majątkowe do utworu mogą podlegać zbyciu, nabyciu itp. Ciągle jednak jesteśmy autorem i ciągle przysługuje nam prawo do np. podpisania że jest to nasze dzieło. Szczególnym przypadkiem przekazania praw jest stworzenie utworu w ramach tzw. stosunku pracy. Jeśli obrazek czy częściej zdjęcie wykonamy w ramach naszych obowiązków służbowych (ale musi z nich wynikać robienie zdjęć), to można domniemywać że prawa majątkowe do takiego zdjęcia są od samego początku własnością pracodawcy. Nie zmienia to jednak faktu że autorem pozostajesz Ty czytelniku.
Podsumując - każdy z nas jest i bywa autorem. Jest nim i będzie miał prawa do swojego utworu aż do końca swoich dni :)
Klauzula: Powyższy felieton nie jest i nie może być traktowany jako źródło porady, wskazówka i sugestia dotycząca Prawa, jego stosowania i interpretacji. Jest wyłącznie zbiorem przemyśleń i doświadczeń autora i nie może być podstawą jakichkolwiek roszczeń, obecnych i przyszłych.
(Warszawa-Gdańsk, 8 października 2013)
Polska "innowacyjność"
Wiadomo, że taki a taki pomysł jest nie do zrealizowania.
Ale żyje sobie jakiś nieuk, który o tym nie wie.
I on właśnie dokonuje tego wynalazku.
Albert Einstein
Wpadł mi ostatnio w ręce wywiad z p. Góralem w Gazecie Wyborczej (dla niewtajemniczonych - Prezesem i głównym udziałowcem Asseco - czołowej polskiej firmy informatycznej). Moje refleksje wokół tego artykuły koncentrują się na znaczeniu kreatywności i wynalazczości. W skrócie p. Góral stwierdza że w Polsce nie stworzymy "Krzemowej Doliny" bo po prostu nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego że dookoła nas są ludzie kreatywni. Przedsięwzięcie typu "start-up" to nie "krótka sprzedaż" pomysłu ale ryzykowne ale też w perspektywie coś bardzo opłacalnego. Coś w tym jest. Sam się spotkałem z podobną sytuacją gdzie Urząd Patentowy pod koniec okresu ochrony unieważnił zgłoszenie patentowe twierdząc że "brak możliwości zastosowania i brak znamion innowacyjności". Sęk w tym że akurat ten patent (rozwiązanie) właśnie było już powszechnie stosowane. Wynika z tego że tylko rozwiązania "teoretyczne" i nie mające zastosowania są "innowacyjne" wg Urzędu Patentowego RP ? ;). A może powszechność jego stosowania (także przez administrację państwową) powoduje strach że trzeba będzie zapłacić należne wynagrodzenie wynalazcy ? No tak, ale przecież także pracując "głową" chcemy osiągnąć jakiś sukces (także finansowy). Mawiają że Ryba psuje się od głowy. Nie wróżę Polsce wyjścia z "dołka technologicznego". Sam p. Góral przyznał że to izraelska spółka jest źródłem technologii dla Asseco. Bardzo bym chciał móc zacytować "A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają" (dla niewtajemniczonych - Mikołaj Rej)... Ale cóż...
(Warszawa-Gdańsk 24 września 2013)
Śmieci
"Płyń pod prąd - z prądem płyną tylko śmieci"
Zbigniew Herbert
Świat zalewają śmieci. Wodę lasy, pola zawalają miliardy ton śmieci. Na ulicach, przy pojemnikach walają sie sterty śmieci. W oceanach pływają śmieci. Powstają całe wyspy śmieci. W telewizji, gazetach wylewają się śmieci.. Strach otworzyć lodówkę...
Tak - nasze społeczeństwo produkuje śmieci. Dzisiaj w dużej mierze historię naszej cywilizacji poznajemy dzięki śmieciom naszych przodków - rozbitym skorupom garnków, złamanym mieczom porzuconym gdzieś w polu, zatopionym statkom i okrętom. Publicystyka sugeruje że obecnie ilość śmieci jaka nas zalewa wymaga podjęcia przez nas zdecydowanych działań, sortowania, mycia (sic!). Tak jakby zapomnieć że problem należy likwidować u źródła. Przykładem może być tutaj zwykła butelka do napojów. Butelkę szklaną można wykorzystać wielokrotnie (o ile pamiętam - siedmiokrotnie). Spróbujmy jednak kupić np mleko w szklanej butelce. Podobnie jest ze sprzętem elektronicznym. Już klasyką jest film o tzw. "Spisku żarówkowym". Jedna z moich znajomych kilka lat temu oddała do utilizacji ponad 20-letnią lodówkę. Kupiła nową - która pracowała zaledwie 5 lat zanim jej naprawa stałą się niemożliwa. Kupiła kolejną - bardzo drogą - licząc w swojej naiwności że ta popracuje następne 20 lat... Łatwo zauważyć że w ten sposób ilość śmieci - i to tych bardzo niebezpiecznych zwiększyła się 4 krotnie ! A przecież śmieci nas zalewają !
W jednym ze swoich poprzednich felietonów zacytowałem Gordona Gekko z Wall Street. Tak - chciwość powoduje że opłaca się produkować mniej trwałe rzeczy - jednorazowe. Przy okazji rozbudowuje się sektor usług przetwarzania odpadów. Czy ta spirala jest bez dna ? Czy pomysły koncernów motoryzacyjnych które chciały "karać" nabywców aut wyższą ceną za tzw "carpooling"* - bo przez to sprzedają mniej aut - czy sądzicie że uda się je przeforsować ?
Dzisiaj wydaje się to być spiralą bez końca - w jednej z książek SF był taki opis gdy auto kończyło swój okres gwarancji i po tym okresie bez ostrzeżenia rozpadało się na neutralny dla środowiska proszek zostawiając biednego kierowcę na środku jezdni. Czy nasz świat zmierza do "samorozkładu" ?
Każdy swój felieton staram się kończyć jakimś optymistyczną wskazówką. Może błędną.. kto wie. Jak pokazuje życie - interes w produkcji trwałych wyrobów - to musi być interes ekonomiczny. Przypomniała mi się opowieść jednej bliskiej osoby która pracowała au pair w jednym z krajów europejskich. W naszych czasach zamiast kominka stanowiącego centrum "domowego ogniska" - w wielu domach takim centrum jest telewizor. Otóż w tej rodzinie - stał wielki telewizor... Telewizor który był dodatkiem do umowy z telewizją kablową. Za kilka Euro miesięcznie firma gwarantowała że będzie on sprawny... Daje to nadzieję że z rachunku ekonomicznego wyjdzie że może opłaca się dostarczać sprzęt trwały... chociaż kto wie... ciągle prym wiodą producenci z często iluzorycznym "postępem technicznym". A może śmieci to oznaka postępu ? Wejścia na wyższy poziom jak pisał Stanisław Lem ? **
* Carpooling - Carpooling, znany także jako e-autostop, to oferowanie przejazdów i korzystanie z wolnych miejsc w samochodach.
** [Są] trzy zasady pozwalające nieomylnie wykrywać społeczności najwyżej rozwinięte. Są to Reguły Śmieci, Szumu i Plam. Każda cywilizacja w fazie technicznej zaczyna z wolna tonąć w odpadkach, które sprawiają jej ogromne kłopoty, aż wyprowadzi śmietniska w przestrzeń kosmiczną; żeby zaś nie przeszkadzały zbytnio w kosmonautyce, umieszcza się je na specjalnie wyosobnionej orbicie. W ten sposób powstaje rosnący pierścień wysypisk, i właśnie po jego obecności można rozpoznać wyższą erę postępu. (Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe).
(Warszawa-Gdańsk 20 wrzesień 2013)
Pośrednicy (nieruchomości i nie tylko)
"Nigdy nie odwołuj się do lepszej natury człowieka – być może wcale jej nie ma.
Zawsze podkreślaj, że masz na względzie jego interes."
Robert A. Henlein
Tak się w ostatnim okresie złożyło że mam dużo do czynienia z różnego rodzaju pośrednictwem. Firmami które pośredniczą np. w sprzedaży mieszkań, czy też np. pośrednictwem o charakterze np. usług rekrutacyjnych (agencji zatrudnienia, head hunterami itp). Staram się szanować cudzą pracę często dla mnie niewygodną (np. pracowników różnych firm call-center wydzwaniających w celu zaproszenia na prezentację nowych garnków :).
W przypadku pośredników muszę jednak przyznać że moje refleksję nie są najciekawsze. Kiedyś w swojej naiwności byłem przekonany że pośrednik nieruchomości to osoba która chroni interes klienta i dba o spełnienie wymagań np. kupującego wyszukując dla niego ofertę oraz potwierdzając wcześniej "na żywo" że klient nie będzie tracił czasu na oglądanie mieszkań i domów które różnią się od opisu. Można by wywnioskować że jeśli klient szuka mieszkania 2 pokojowego w określonej lokalizacji to pośrednik dysponując bazą takich mieszkań będzie dążył do zweryfikowania tych danych i przedstawienia klientowi wszystkich ofert - także np. takich które oferują firmy konkurencyjne. Prowizję wezmą od kupującego (niemałą - w Gdańsku z tego co widzę - od 2% do nawet 5% ceny mieszkania).
Byłem naiwny. Dałem ogłoszenie o sprzedaży mieszkania w Gdańsku. Na balkonie powiesiłem baner z numerem telefonu. Mieszkanie w atrakcyjnym miejscu. Telefon się rozdzwonił - dzwoniło sporo osób które zobaczyły numer telefonu. Część z tych osób to były osoby prywatne. Podejrzewam że niektóre z jednej strony zawarły umowę z agencją z drugiej zaś same szukają mieszkania do kupienia. Skąd taki wniosek ? Po 2-3 telefonach od osób prywatnych - nastąpiła fala połączeń z różnych agencji pośrednictwa nieruchomości. Jak wyglądała taka rozmowa z agencją ?
"Czy oferta aktualna ? Czy jest pan zainteresowany umową z agencją ? Nie jest pan ? Do widzenia."
Mój wniosek - agencja nie dba o niczyj interes tylko o swój. Jeśli nie ma możliwości zarobienia prowizji od obu stron transakcji to takiej oferty klientowi po prostu nie przedstawi. W sumie jest to racjonalne żeby agencja przede wszystkim dbała o swój jak największy dochód. Nie oczekujmy jednak że agencja nieruchomości przedstawi najlepszą ofertę jaka obecnie jest na rynku i jest w zasięgu agencji.
(Gdańsk sierpień 2013)
Testy (dla programistów)
"Milczenie to nuda głupca i myśl mędrca." Piotr Szreniawski
Ostatnio w systemie edukacji daje się zauważyć "manię testowania". Napisano już na ten temat kilka artykułów. To co mnie ostatnio zaintrygowało to podobne podejście do rekrutacji fachowców szczególnie w branży IT. Jako że jestem od wielu lat też czynnym programistą - zaintrygowało mnie jak mogą takie testy wyglądać. Muszę przyznać że dla własnej przyjemności zebrałem pewną ich ilość żeby się "sprawdzić". Niektóre z nich dotyczyły dziedzin w których nie mam praktyki (np. PL-SQL). Dla własnych potrzeb podzieliłem je na kilka kategorii:
Testy elementarne. Sprawdzają elementarną wiedzę na temat składni. Często źródłem testu jest celowo wprowadzony błąd. Tyle że doświadczony programista korzysta z IDE (zintegrowane środowisko programistyczne) które koryguje w/w błędy lub wręcz podpowiada prawidłową pisownię. Doświadczeni czynni programiści potrafią taki test oblać. Inną metodą jest "pisanie kodu na sucho". W czasach gdy na cały rok studentów przypadało 10 stanowisko komputerowych lub kilka godzin dostępu do RIAD-32 (IBM 360) - taka metoda miała sens... ale teraz...
Studium przypadku. Ciekawa dla mnie sytuacja - gdzie tworzący test spotkał się z intrygującym dla niego przypadkiem. Taki przypadek wstawia do testów. Co ma to sprawdzać ? Według mnie zdolność czytania w myślach :). Sam mógłbym pewnie kilka takich przypadków podsunąć testującym. Czy oblanie takiego testu oznacza że kandydat jest/będzie złym programistą ? Wręcz przeciwnie - to o niczym nie mówi. Może w pracy badawczej nad algorytmami dogłębne analizowanie sytuacji nadzwyczajnych ma sens, ale w debugowaniu kodu czy developerce...
Testy na inteligencję. Testy zawierające w sobie często klucz - np. kod który nigdy się nie wykonuje a zaciemniający obraz zadania, czy też po prostu niekompletny kod który na pierwszy rzut oka nie będzie działał. Zadania tego typu to są też często pułapki. Przykładem może być zadanie które opisywało kolejne metody - tak sprytnie zapisane że wyglądało na wyciąg z kodu. Tyle że ten wyciąg (w Java) nie zawierał deklaracji metody main. W efekcie sam widziałem doświadczonych programistów którzy próbowali dojść co robią poszczególne metody i "jak to działa". Prawidłowa odpowiedź była prozaiczna "nie działa bo się nie kompiluje".
Osobną kategorią są testy certyfikacyjne. Tego rodzaju testy są swego rodzaju podsumowaniem szkolenia. Niewątpliwie świadomość testu końcowego mobilizuje uczestników szkolenia do intensywnego przyswajania wiedzy. Potwierdza też w jakiś sposób jakość kursu. W praktyce jednak z wykorzystaniem wiedzy bywa różnie. Przypomniał mi się przypadek mojego znajomego. Doświadczonego programisty który o ile wiem posiada wszystkie niezbędne certyfikaty w języku w którym programuje. Przygotował testy które miały potwierdzać kwalifikacje dla kandydatów na równoległe stanowiska. Ponieważ sprawdzanie każdego testu jest dosyć uciążliwe - po jakimś czasie poproszono go o przygotowanie wzorcowego arkusza wyników. Najprościej oczywiście wziąść arkusz testowy i go rozwiązać a potem ewentualnie zweryfikować wynik ze źródłami. Podobno sam ten test by oblał. Czy to oznacza że jest złym programistą ? Wręcz przeciwnie - mogę osobiście zaświadczyć że jest świetny.
Testować ? Nie testować ? Pytanie jest znacznie głębsze - jak znaleźć "dobrego programistę". Doświadczenie mówi że trzeba go sobie wychować. Bardzo mało firm to tzw. start-ups - gdzie pisze się kody od zera. Większość firm posiada już potężne zasoby które trzeba konserwować i rozwijać (ewentualnie dokonać refactoringu). Z drugiej strony postawiłem kiedyś tezę że w dziedzinie programowania - 3 lata to epoka po której narzędzia się diametralnie zmieniają. Czyli jak wybierać kandydatów ? Moim zdaniem zalecałbym dwie metody. Jedna - która można zastosować do programistów z wieloletnim doświadczeniem to "pokaż mi co napisałeś". Pozwala to na określenie zbieżności cech osobowych z kulturą firmy. Dla doświadczonego team leadera/developera - daje wgląd w stosowane mechanizmy i sposób "rozbierania zadań".
Wychować programistę. Ze względu na ciągłe zmiany w tej branży - ważniejsze od twardej wiedzy wydaje się specyficzny sposób myślenia i chęć przyswajania nowej wiedzy. Programista co do zasady musi się ciągle rozwijać. Źródeł wiedzy jest obecnie tyle że pasjonaci uczą się merytorycznie poprawnego programowania (bez formalnego wykształcenia). Jednakże - wiele nawyków warto wykształcić na początku drogi w tym zawodzie.. dlatego warto często przyjąć chętnego który chce się uczyć, który ma "zdolności analityczne" - cokolwiek to znaczy... ;)
Jeszcze jedna uwaga na którą zwrócił jeden z pierwszych czytelników tego felietonu. Pomimo co raz większego usystematyzowania dziedziny jaką jest tworzenie oprogramowania - ciągle najlepsi programiści to zwykle (w potocznym tego słowa rozumieniu) introwertycy - artyści w tym fachu, ludzie którzy skupiają się na zadaniu, którzy dla jego ogarnięcia muszą zanurzyć się we własnym świecie. Rynek pracy zaś to rynek - to targowisko gdzie potencjalni kandydaci sprzedają swoje umiejętności, a pracodawcy "kupują". W efekcie - może się tak zdarzyć że najlepsi potencjalni kandydaci "nie sprzedadzą się". Dodam od siebie że niektórzy z nich ocierają się o zespół Aspergera. Niektóre firmy (np. jeden znaczący koncern z siedzibą w Niemczech) dostrzegły już tą zależność i właśnie szukają takich ludzi (z autyzmem i zespołem Aspergera). Ta firma bardzo ceni takich pracowników, można jednak domniemywać że wyklucza to stosowanie "zwinnych" metod prowadzenia projektu :).
(Gdańsk czerwiec 2013)
P.S. Nie mogłem się powstrzymać czytając ten tekst który doskonale oddaje spotykane sposoby rekrutacji programistów (nowe okno) :). If carpenters were hired like programmers.
Ad ACTA
"Greed, for lack of a better word, is good"
„Chciwość, z braku lepszego słowa, jest dobra”
Gordon Gekko (Wall Street)
ACTA – wszyscy o tym rozmawiają, wszyscy wszystko o tym wiedzą. Temat nośny. Umowa handlowa między państwami i/a Unią Europejską która zabroni ściągać nielegalnie filmy, która zablokuje wolność wypowiedzi w internecie, która zrobi z internautów przestępców. Czym tak naprawdę jest ? Wszyscy już wiedzą że jest to umowa handlowa która według nazwy miała zapobiegać międzynarodowemu obrotowi podróbkami. Jest to stosunkowo krótki dokument (polska wersja ma 28 stron). To o czym wszyscy mówią – to sekcja która mówi o ściganiu naruszenia praw autorskich (praw autorów utworów) w internecie. Czy na pewno ? Ta kwestia jako jedyna jest napisana jasno i precyzyjnie – Rozdział 1 Sekcja 2, Art. 5 punkt „l” – „ posiadacz praw obejmuje federacje i stowarzyszenia posiadające zdolność prawną do dochodzenia praw do własności intelektualnej”. Ten punkt mógłby w zasadzie wyczerpać wszelkie dywagacje nad ACTA i jej celami. Is fecit, cui prodest – Ten uczynił kto odniósł korzyść. Konia z rzędem temu kto mi wskaże gdzie w definicjach tej umowy są autorzy. A przecież w komentarzach mówiono „Umowa reguluje ściganie naruszania praw autorskich w internecie". Drodzy autorzy – wytarto się wami...
Precyzyjna definicja – jednak jedna z nielicznych. W poprzedniej definicji mowa jest o prawach. Jeśli umowa ma mówić o ściganiu – to powinna wskazywać jakie naruszenia prawa (praw autorskich) są z mocy umowy ścigane. Wydaje się to oczywiste – wprowadzenie standardów które nadaje ACTA – tak żeby państwa – podpisując wiedziały – „tego nie wolno” i mogły to jasno przekazać obywatelom. A jednak nie – brak takiej definicji – czyli nawet nie wiadomo za co „ścigamy”. W tym miejscu dygresja - mało kto wie że wielką sporną kwestią (także w między krajami) pozostaje obszar „dozwolonego użytku osobistego”. W skrócie chodzi o to że kupując np. książkę czy płytę (ale nie program komputerowy !) – możemy bez naruszenia prawa udostępnić ją osobom które pozostają z nami w kręgu towarzyskim – czyli nie tylko rodzinie ale też i znajomym. Nikt jednak nie wymaga żebyśmy tych znajomych spotykali osobiście – mogą to być także znajomi z internetu – czyli zgodnie z prawem – możemy się takim nabytym utworem podzielić. W XIX-XX wieku krąg znajomych był niewielki łatwy do określenia. Teraz w dobie FB i innych NK – może się okazać że krąg zainteresowanych opłaci tylko jedną kopię i będzie mógł legalnie korzystać z utworu. Jak widać – prawo nie uwzględnia tego że świat stał się mały. Wyobraźmy sobie jednak – że jeden z krajów które podpisały ACTA wprowadza prawo że „dozwolony użytek osobisty” obejmuje wyłącznie osoby zameldowane pod tym samym adresem (albo wręcz bezpośredniego – wymienionego z nazwiska nabywcę). W takim przypadku wystarczy zarejestrować „posiadacza praw” w takim kraju... i już możemy ścigać praktycznie wszystkich. Pamiętajmy – umowy międzynarodowe mają pierwszeństwo przed prawem krajowym. Czyli można być skazanym na podstawie prawa którego nie znamy, nie akceptowaliśmy – ba – możemy być nawet skazani nawet o tym nie wiedząc ! (niemożliwe ? – tygodnik Wprost skazano w USA chociaż nie został o sprawie nawet powiadomiony – prawo w tamtym hrabstwie w którym się toczył proces nie wymagało powiadomienia pozwanego).
Inna sprawa to nadużywanie słowa „może” w ACTA. Przykład dotyczący właśnie praw w „środowisku cyfrowym” – czyli w szczególności w internecie. W sekcji 5 art. 27 pkt 4. czytamy: „Strona może , zgodnie ze swoimi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, zapewnić swoim właściwym organom prawo do wydania dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, którego konto zostało użyte do domniemanego naruszenia, [...]”. W szkole mnie uczono że należy unikać „masła maślanego”. Jeśli umowy międzynarodowe mają wyższość nad prawem krajowym (tak stanowi Konstytucja RP) to wszelkie odwołanie się za pomocą słowa „może” brzmi tak jak „musi”. Co więcej – warto sobie zadać pytanie kto jest „właściwym organem do wydania nakazu”. Pomimo tego że w chwili obecnej – taki nakaz może być wydany wg polskiego prawa wyłącznie w trakcie prowadzonego postępowania (prokuratura, sąd) – to ACTA wprowadza mechanizm międzynarodowego niekotrolowanego przepływu informacji – inaczej mówiąc – chcesz wiedzieć kto coś złego o Tobie napisał – poproś żeby ustaliło Ci to zaprzyjaźnione stowarzyszenie mające siedzibę w Bunga Bunga – bo kacyk Bunga Bunga podpisał ACTA (w sumie dlaczego nie ?). Co ciekawe – można w ten sposób uzyskać wspaniałe bazy dla potrzeb spamu, ale także np. phishingu. Co prawda dane te mają być wykorzystane wyłącznie dla celów walki z naruszeniem, ale domniemanym (winny – niewinny – ważne że był zamieszany)! Nikt po przekazaniu takich danych – nie będzie miał nad nimi kontroli w jakim celu dalej były wykorzystywane. Ale umowy międzynarodowe są „święte”. Zwróćmy uwagę jeszcze raz – dane osobowe zostaną przekazane „jakiemuś stowarzyszeniu lub jakiejś federacji”. C-F-K – jeśli wpisze sobie „ochronę praw własności intelektualnej” – może zgodnie z ACTA – uzyskać na podstawie „domniemania” dostęp do danych np. internautów zarejestrowanych w Google – niestety – na odwrót też
To oczywiście tylko niewielka część wybranych aspektów umowy ACTA. Czyta się ją trochę jak Ulisessa – za każdym razem odkrywamy w niej coś nowego. Nie da się jednak zaprzeczyć że umowa nie chroni autorów praw – a jedynie jakieś nieokreślone podmioty. Jest też pełna niejednoznacznych i niepełnych sformułowań które można interpretować na wiele sposobów. Ale jak powiedział klasyk „Człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego, jeżeli tylko osiągnie właściwy stopień uległości.” (RK Cesarz).
(Gdańsk 13 luty 2013)
Publikacje naukowe i techniczne
1. Wojciech Mościbrodzki, Sławomir Kwiatkowski, "Reference Implementation of Internet-Supported Home Guarding System". The 27th Annual Conference of the IEEE Industrial Electronics SocietyHyatt Regency Tech Center, Denver, Colorado, USA Thursday, Nov 29 to Sunday, Dec 2, 2001
2. Piotr Gajos, Sławomir Kwiatkowski, "Urządzenia firmy DGT w technologii VoIP i ich instalacja w pilotażowej sieci". Zeszyty Naukowe wydziału ETI Politechniki Gdańskiej. Technologie Informacyjne nr 4. Gdańsk 2004